sobota, 29 marca 2014

Koncert Sixto Rodrigueza w Warszawie




Około roku temu postanowiłam sobie, że w moim życiu muszę spotkać trzy osoby: Dalejlame, Keitha Richardsa oraz Sixto Rodriqueza. Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak szybko nadarzy się okazja do zobaczenia jednego z nich. Bilety na koncert udało mi się ledwo co zdobyć. Wyprzedane momentalnie przyczyniły się do tego by zaplanowano dodatkowy koncert kolejnego dnia. Po chwili organizatorzy musieli wrócić jednak do negocjacji, gdyż okazało się, że i te wyprzedano. Tak więc Sixto Rodriquez znany z filmu opowiadającego jego niewiarygodną historie, "Searching fot Sugar Man", pojawił się w Polsce na trzech koncertach.

W moim krótkim i skromnym życiu udało się być już na wielu różnych koncertach. Przeżyłam machanie głową na Wielkiej Czwórce trash metalu (Metallica, Slayer, Megadeth, Anthrax), Krzyki i śpiewy na przeróżnych zespołach, jak Acid Drinkers, Sabaton, czy Helloween, i wielu innych. Oraz niewiarygodne bisy na kilku Przystankach Woodstock. Udało mi się rozmawiać czasem z gitarzystami, wokalistami. Słyszałam na żywo ukochane piosenki. Po co o tym wspominam? By dać porównanie do tego, że tak niewiarygodnego koncertu jak wczoraj jeszcze nie przeżyłam.

Jedynym minusem całego wydarzenia było miejsce, Sala Kongresowa. Miejsca tylko do siedzenia. Nigdy jeszcze nie byłam na koncercie, na którym się siedzi. Na początek support zespołu Bird. Dziewczyny dały radę, chciało się ich serio słuchać. Lecz ja nadal niespokojnie wyczekiwałam tylko jego. Gdy wreszcie zgasło ponownie światło, ludzie wstali klaszcząc, a na scenę powoli wszedł Rodriguez. Na taki widok nie byłam przygotowana. Zgarbiony staruszek, któremu przejść na środek sceny pomaga młoda dziewczyna. Zdawałam sobie sprawę z tego, że choruję on na jaskrę, i nieodwracalnie traci wzrok. Nie spodziewałam się jednak, że jest on już w takim stanie. Po chwili zaczął się koncert. Znikł zmęczony mężczyzna, i słychać było ten sam głos co na nagraniach sprzed 40 lat. Nic nie zmieniony, a sam wokalista naglę żywo i energicznie zaczął grać na gitarze i śpiewać. To było jak sen, z którego nie chcesz się obudzić. Płakałam ze szczęścia i wzruszenia przez pierwsze trzy piosenki. Łzy spływały mi po policzkach, śpiewałam pod nosem i byłam szczęśliwa. Podekscytowana i zarazem spokojna. Tak chyba musi smakować niebo.

Wreszcie usłyszałam to na co tak długo czekałam. Dźwięki z początku piosenki "I Wonder": tararararara, tarararara, tararararaI wonder I wonder wonder don't you? Przez reszte koncertu przepełniała mnie nie wyobrażalna radość, spełniło się moje marzenie. Rozejrzałam się wokół i widziałam, że inni też przeżywają podobne emocje. Jego historia, to, że każdemu z nas udało się zobaczyć w końcu go na żywo. Nie da się tego porównać do koncertu zwykłej gwiazdy. To było coś w ogóle innego. Pięknego. W kocu zrozumiałam dlaczego, tak jest. Nie spełniły się tylko nasze marzenia, ale też jego: Cause the sweetest kiss I ever got is the one I've never tasted. 

Czas zleciał szybko,jak zawsze. Rodriguez powoli z pomocą zszedł ze sceny. Wszyscy wstali, i zaczeli klaskać z całych sił i krzyczeli prze dobre kilka minut, zanim zespół wrócił na scenę. Przeżyłam różne oklaski na bis, jednak te były chyba największe i najszczersze. Wreszcie kolejne piosenki ku uciesze publiczności. Mało kto już siedział. Wszyscy cieszyli się ostatnimi chwilami. Ostatnią piosenką ku zdziwieniu był cover Elvisa Blue Suede Shoes. Wesoła piosenka była uwieńczeniem wieczoru, o którym nigdy nie zapomnę.
To nie był koncert w stylu wielkiego show. Rodriguez to nie gwiazdor, i ma swoje lata. Czy to sprawiło, że ten koncert ucierpiał. Nie, ponieważ nie przeszkadzało to mu żartować wraz z publicznością, kłaniać się i dawać z siebie wszystko. Gdy wyszłam chciałam szybko odwrócić się i pobiec z powrotem. Ledwo co mogę się pogodzić, że to już przeszłość. We mnie żyć ten wieczór będzie już zawsze.
Dlatego, jeśli ktoś kocha jakiś zespół, wykonawcę to warto wydać nawet straszną sumę na koncert. Zaoszczędzić i odmówić sobie kupna czegoś, by przeżyć coś więcej. By spełnić marzenia. Warto. Po prostu warto chodzić na koncerty jeśli tylko kocha się muzykę.



Jeszcze w skrócie, jaka to jest jego ta niewiarygodna historia?
Searching for Sugar Man, film nagrodzony oskarem, podbił serca wielu osób. Jedną z tych osób byłam ja. Historia niewiarygodna, a co najważniejsze prawdziwa. Zwykły człowiek, któremu wróżono przyszłość jak Bobowi Dylanowi i, któremu z niewiadomych powodów nie wyszło.
Był biednym robotnikiem w Detroit, nie zdającym sobie sprawę z tego, że w RPA w każdym domu można znaleźć jego płytę. Sprzedawały się one lepiej niż płyty Stonsów.  Gdy w Rpa toczyła się walka, jego piosenki stały się hymnem anty-apartheid. Jednak on nie zdawał sobie z tego sprawy. Dopiero po ponad dwudziestu latach odnalazł go jeden z jego fanów, a on dowiedział się, że jego sława jest tam tak wielka jak elvisa.
Sam Rordiguez żyję mimo sławy po dostaniu przez film oskara, jak spartanin, w tym samym skromnym domu od 40 lat, bez lodówki czy telewizora. Uważa, że pieniądze jakie zarabia są aż nieprzyzwoite, i czerpie przyjemność z rozdawania ich pomiędzy przyjaciół i znajomych. Człowiek zagadka, legenda, kopciuszek show biznesu, niewiarygodna osoba, której nie da się do nikogo innego porównać.

1 komentarz: